Kuba napisał:
Witaj
Na początek chciałem pogratulować stronki, jest genialna. A teraz mam pytanie. Ćwiczę w domu, mam trochę sprzętu jednak finansowo nie udźwignąłem na raz wszystkiego. Kupiłem póki co najważniejsze elementy. Brakuje mi drążka i poręczy. Całą moją przygodę z siłownią zawsze opierałem na tych przyrządach a teraz ich nie mam i bardzo nad tym ubolewam heh. Pytanie jest takie – czy jakieś ćwiczenia mogą zastąpić podciąganie i pompki ? Tyle już czasu myślę i doszedłem do wniosku, że nic nie jest w stanie zastąpić drążka (wyciągu też nie mam). Pompki jako tako można robić na ławeczce z krzesłem i obciążaniem.
Czytając Twoje wypowiedzi zauważam podobne tendencje co do metod treningowych, które sam stosuję jednak Twoje zaplecze wiedzy w tym temacie bije moje kilkukrotnie. Tylko dlaczego rozpiętki uważasz za mało efektywne ćwiczenie ? Ja stosuję zamiennie z przenoszeniem. W sumie chwalę sobie, ładnie pompuje na zakończenie grupy, tak naprawdę nie wiem jaki rzeczywisty wpływ ma na budowanie masy mięśniowej ? Wnioskuję, że niewielki niestety.
Pozdrawiam
Kuba
Mariusz napisał:
Witam.
Na początku chcę przekazać wyrazy uznania za to co robisz dla innych. Przeczytałem kilka twoich artykułów, dzienników treningowych, itd… Jestem pod wielkim wrażeniem twojej wiedzy i chęci dzielenia się nią. No dobra, może wystarczy tej wazeliny…:)
Mam 38 lat, wzrost 182 cm, waga 83 kg. Przygodę z siłownią tak na poważnie dopiero zaczynam (podobno nigdy nie jest za późno). Były jakieś tam próby “siłowania” się, ale jako nastolatek, także ponad 20 lat temu. Dotychczas starałem się być aktywnym fizycznie, grałem w tenisa stołowego, czasami robiłem pompki na podłodze w domu. Mam siedzącą pracę, ale pracuję w systemie zmianowym: 24/72 godziny, czyli 24 w pracy, 72 – wolne.Ćwiczę od ok 1,5 miesiąca, przy pomocy czterech złotych ćwiczeń na jednym treningu. Robię 6 sesji treningowych, co drugi dzień, a potem trzy dni przerwy. Na każdej sesji 3 serie po 10 powtórzeń, teraz zmieniłem na 7 powtórzeń, a za kilka tygodni na 5. Moje pytanie dotyczy wady postawy, którą mam praktycznie od urodzenia. Jest to boczne skrzywienie kręgosłupa w odcinku piersiowo – lędźwiowym (więcej w odcinku piersiowym). Nie jest to może jakieś wielkie i bardzo widoczne skrzywienie, ale jednak jest. Kiedy stoję swobodnie lewy bark mam minimalnie wyżej niż prawy. Czy można ćwiczyć z taką wadą, czy ogranicza ona lub wyklucza wyklucza wykonywanie któregoś ze “złotych ćwiczeń”, czy powinienem wprowadzić jakieś ograniczenia w treningu? Nie wiem czy nie jest za późno na rehabilitację? A jeśli nie, to kiedy wykonywać jakieś ćwiczenia rehabilitacyjne – w trakcie treningu, w dzień wolny…?
Kolejna sprawa dotyczy posiłku około treningowego. Czy do białka dodawać jednak węglowodany, czy lepiej tłuszcze. Jeśli tak to jakie i w jakich proporcjach względem białka? W swojej diecie ograniczyłem spożywanie chleba, ziemniaków ryżu i innych tego typu pierdołów. Czuję się o wiele lepiej na takiej diecie, tłuszczyk z brzucha spadł, a energii wcale nie jest mniej – rzekłbym nawet, że więcej.
To na razie wszystko co przyszło mi do głowy. Przepraszam za kłopot. Zawsze staram się najpierw czytać a potem zadawać pytania, więc bardzo dużo informacji zdobyłem czytając Twoje artykuły. Dzięki wielkie za nie.
Pozdrawiam gorąco.
Oto dwie wiadomości, jakie do mnie dotarły. Z racji, że strona nie działa idealnie przypominam na wstępie, iż szybciej i pewniej dostanie się odpowiedź pisząc zwykły komentarz. Nie zawsze formularz działa poprawnie. Spróbujmy więc wyjaśnić. Tak naprawdę mamy tu cztery problemy.
Drążek
Czasem faktycznie jego brak bywa kłopotliwy. Nie rozwodząc się nad tematem, który był poruszany wielokrotnie polecam TO ćwiczenie. Wystarczy dobrze zabezpieczyć gryf i można się podciągać. Będzie to również dobre dla osób, które mają problem z tym, by podciągnąć się chociaż 1 lub 2 razy na drążku.
Rozpiętki
Nigdzie nie twierdziłem wprost, że rozpiętki są złym ćwiczeniem. Są złym dla początkującego. To wielka różnica. Nie ma sensu w pierwszym roku, czy nawet dwu wykonywać ćwiczeń izolowanych zwiększających napięcie lokalne. Szkoda czasu i energii. Pomijam tu pewne indywidualne sytuacje, urazy, schorzenia itp. Dla większości czas na rozpiętki i inne tego typu ćwiczenia przychodzi później.
Początkowo należy rozwijać siłę ogólną i korzystać z ćwiczeń pobudzających jak najwięcej jednostek motorycznych. Są to właśnie ćwiczenia złote. Napompowanie klatki po rozpiętkach nie jest żadnym wskaźnikiem. W izolacjach nie chodzi o pompę, ale o kontrolę, czyli tzw. mind-muscle. Tego początkujący i tak nie jest w stanie dobrze przeprowadzić. Zbyt szybkie wprowadzenie tego typu ćwiczeń ogranicza, zamiast rozwijać układ nerwowy.
Rehabilitacja
Na rehabilitację nigdy nie jest za późno, choć oczywiście im późniejszy wiek, tym trudniej cokolwiek poprawić. Takie skrzywienie nie przeszkadza w wykonywaniu podstawowych ćwiczeń, o ile dba się o technikę. Natomiast ćwiczenia rehabilitacyjne można robić po treningu. Najlepiej nadaje się do tego piłka rehabilitacyjna. Ewentualnie proszę coś napisać tu w komentarzu pod tekstem, to dobierzemy coś według potrzeb i możliwości.
Posiłek okołotreningowy
Często sugeruje się by na diecie low carb węglowodany spożywać właśnie w okolicach treningu. Osobiście wolę w tym okresie białko i tłuszcz w proporcjach 1 do 1. Natomiast węglowodany, najlepiej rozłożyć sobie na resztę posiłków.
Równie powszechne jest mniemanie, że dobrze jest wywołać większy skok insuliny po treningu. Z tym też się nie zgadzam. Insulina jest hormonem anabolicznym, tak dla mięśni, jak dla tkanki tłuszczowej. Natomiast jej nagłe skoki nie są nigdy dobre. Przy okazji blokuje np. testosteron. Już Gironda podkreślał, że w czasie treningu powinno się dbać o poziom cukru we krwi. Podaż węglowodanów powoduje w tym wypadku zbyt duże huśtawki cukru we krwi.
To tyle ode mnie. Myślę, że resztę zawsze można dopytać i dopowiedzieć w komentarzach.
Reda: Swoją dietę po prostu porównałem tylko do ‘agresywnej’ pod względem postępów na wadze. Sam jestem zdziwiony, że idzie tak szybko:)
Reda77: napisałem że redukuje tłuszcz – w sensie – odtłuszczam ciało, nie w sensie spożywania, tylko w sensie ‘jakości sylwetki’ 😀
Jeśli chodzi o spożywanie to zupełnie nie ograniczam sobie spożywania tłuszczów i próbuję różne ich rodzaje mieć stale w diecie 🙂
Moje podejście obecne jest takie – tłuszcze bez ograniczeń, białka min 2,5g/kg, a węgle ograniczam do 200g dziennie tj. jakieś 2,5g/kg, warzywa bez ograniczeń.
Efekt jest taki, że brzuch mi spada, powoli, ale systematycznie, mimo braku zupełnie aerobów (od kwietnia zaczynam 1x w tygdoniu grać w piłkę – zobacze jaki będzie efekt).
Przy tym libido bardzo mi się poprawiło w stosunku do długotrwałego stosowania przedtem diety niskotłuszczowej.
Interesuje mnie tylko właśnie ten posiłek potreningowy w szczegółach, bo zaciekawiła mnie różnica w podejściu Stefana i Pumy.
Aha, czyli jes
teś, jak sam to nazwałeś, na “masie agresywnej czy nie”? Bo jak “leci samo mięso” to chyba wg swojej definicji nie jesteś na “masie agresywnej”, więc czemu piszesz, że jesteś? 🙂 Oczywiście mi to sam sobie zaprzeczacz nie przeszkadza,cenię tego rodzaju “licencia poetica” 😀 ale z ciekawości pytam 😀
Pozdrawiam! 😀
Nic innego jak ładowanie w siebie ogromnych ilości węgli, dzięki którym bardzo szybko rośnie waga, tylko, że po wycince z tej masy nam nic nie zostanie 🙂
Requ, przepraszam, ale co to jest “masa agresywna”? Możesz mi wytłumaczyć? 😀
G: Jestem w fazie robienia masy. Można to nazwać ‘masą agresywną’, lecz leci samo mięso, bez otłuszczania się.
Wg mnie wegle przeszkadzaja w nabieraniu masy miesniowej. Jak sie spojrzy na testosteron podczas jednej i drugiej diety to nie ma porownania. I w zasadzie o niczym wiecej nie trzba mowic. Mateusz robil takie badania i wyniki bylyby dla wielu propagujacych diety “kulturystyczne” zdumiewajace. Przy naszej diecie “teść” bylo grubo ponad norme. Podczas jedzenia wegli tylko w normie. Pewnie bez trenigu silowego bylby ponizej normy.
Jedzenie wegli po treningu to tez juz przezytek kulturystyczny, sam jeszcze niedawno z tym flirtowalem i sam sie przekonalem, ze nie warto. to tylko wymysl koncernow aby sprzedawac carbo i gainery w masowych ilosciach.
Pozdrawiam
Grzegorz, a dlaczego ograniczasz tłuszcze? Co właściwie więc jesz? Stefan nie poleca przewagi białka nad tłuszczem w diecie.
Puma ma inne podejście. Zajadanie się węglami pewnie w większości przypadków da szybszy wzrost masy i tyle większości amatorów kulturystyki wystarcza. Nikt nie myśli o tym, jak jego organizm będzie funkcjonował po 20 latach takiego jedzenia. Tu jest właśnie wyższość Stefana nad innymi – jeśli zabiera się za pomaganie, to kompleksowo. Nie chodzi tylko o nabieranie mięcha, ale o poprawienie funkcjonowania całego organizmu na długie lata.
Co mi po tym, że zrobię 2kg mięśni o 30% czy 50% szybciej, jeśli po 50-tce mam zasilić rzeszę Polaków chorych na cukrzycę typu II? 🙂
Dzięki za odpowiedź. Pewnie, że znam pojęcia które wymieniłeś, w końcu jestem stałym czytelnikiem. Źle się wyraziłem.
Generalnie masz zupełnie inne podejście niż np. na mnbbc.com gdzie Puma doradza 0 tłuszczów po treningu i dawkę węglowodanów.
Mam poziom tłuszczu właśnie w granicach 15%. Generalnie staram się redukować poziom tłuszczu i jednocześnie próbuję nie tracić masy mięśniowej lub ją przy tym zyskiwać. Mam trochę mentlik w głowie co do tego posiłku potreningowego, stąd prosiłem o doprecyzowanie. Wcześniej czytałem wpisy na blogu dla przypomnienia w tym temacie, ale chyba, aż tak szczegółowo się nie rozpisywałeś – jeśli chodzi o podejście do posiłku potreningowego odnośnie poziomu BF. Jak będziesz miał kiedyś wenę i czas to możesz wejść w szczegóły jakimś wpisem na blogu – chętnie się dokształcę.
Pozdrowienia, G.
Grzegorz nigdy się o tym nie rozpisywałem szczegółowo, bo ciągle tak naprawdę kręcimy się wokół podstaw. Ciągle wychodzą wątpliwości co do rzeczy fundamentalnych, więc trudno pójść dalej. Przy 15% receptory komórkowe jeszcze słabo reagują, choć już lepiej niż np. przy 20%. Poziom BF świadczy o wielu rzeczach, dlatego np. pomiary poszczególnych fałd tłuszczowych dają lepszy obraz wrażliwości na taki czy inny hormon.
Sprawa jest na tyle skomplikowana, że opiszę ją kiedyś dokładnie w artykule. Przy okazji skorzysta więcej osób.
I taka uwaga, jak chcesz po manipulować węglowodanami to nie po treningu. Właśnie dlatego, że obcinasz testosteron. Wywołujesz silny odzew anaboliczny poprzez wyrzut insuliny. Tylko jest to tak samo anabolizm tkanki mięśniowej, jak tłuszczowej. Zaś więcej tkanki tłuszczowej to więcej aromatazy, więc więcej estrogenów kosztem testosteronu. I tak koło się zamyka, a spirala nakręca.
200 gram węgli to jeszcze bardzo dużo. Proponuję zmniejszać co tydzień o 10 gram, aż dojdziesz do ok. 70 na dobę.
Tzw. masa agresywna – sam jeszcze rok temu o tym pisałem będąc trochą pod wpływem Thiba i innych. Teraz też zarzuciłem ten pomysł, właśnie ze względów, o których tutaj mowa. Pozdrawiam.
znalazłem okey, czyli jedna dobra odpowiedź na moje pytanie nie istnieje…
Jeśli chodzi o mnie rozkładam po równo węglowodany przez cały dzień, takie rozwiązanie mi pasuje, a i tak tych węglowodanów nie jest dużo, przeważają tłuszcze + białko, a brzuch… znika… nie mam juz praktycznie spodni do których nie potrzebuję paska… a waga lekko w góre, ciekawe…
Wcześniej także ładowałem tony węgli… rezultat był w postaci głównie brzucha wyprzedzającego klatkę :/ Teraz tendencja się odwraca 🙂
ciekawe, przeczytalem caly ten blog od dechy do dechy i nie zapamietalem odpowiedz na moje pytanie 🙂
Grzegorz, wielokrotnie argumentowałem i tłumaczyłem dlaczego tak. Po co takie skoki insuliny napędzać? Dla mnie ważniejszy jest po treningu testosteron i hgh. Duże skoki insuliny nie są dobre dla zdrowia. Duże dawki węglowodanów powodują szybkie otłuszczenie się, awitaminozę i zero innych niekorzystnych zjawisk. Od tego wszystkie istnieje pewne odstępstwo w czasie redukcji, ale musiałbym teraz sporo tłumaczyć. Dużo zależy od poziomu BF, jak i od wrażliwości poszczególnych receptorów hormonalnych. Jak masz BF powyżej 15% to co byś nie wyczyniał na treningu, podaż węglowodanów z białkiem po z 0 tłuszczu będzie skutkowała tylko w jeden sposób – większy brzuch, mniejszy testosteron itd.
Skąd Ty wziąłeś te fazy – masa, rzeźba, powolna masa bez łapania fatu – kompletne bzdury. Czym się różni masa od tej powolnej masy? Co to jest rzeźba? Słyszałeś o redukcji, definicji czy gęstości? Zmień lektury 🙂 To nie przystaje ani do współczesnej kulturystki ani do zdrowego rozsądku.
Ciągle nie wiem na czym polega problem z tymi tłuszczami jednoniensayconymi. Tak trudno dorzucić sobie kilka orzechów do niektórych posiłków? Pozdrawiam.
G, Stefan już tyle razy to argumentował, może sam najpierw poszukaj na tym blogu (jakby co google umozliwia takie szukanie), albo kup sobie podręcznik do biochemii i sam spróbuj to wytłumaczyć. Nie no, spoko, żartuje. Stefan jest Święty i na pewno po raz 299 odpowie na to samo pytanie 😀
A może jednak FAQ Stefan? albo te boty hihihi 😉
Pozdrawiam!
Regu:
W jakiej fazie spożywasz to masło orzechowe (masa,rzeźba, “powolna masa bez łapania fatu”)? Oraz w konfiguracji z czym spożywasz? Jak widzę moje dzinne menu to nie wyobrażam sobie gdzie miałbym wrzucić masło orzechowe… 🙂 Doradź coś.
Znam osoby które zalecają po treningu tylko białko + węglowodany i 0,00% tłuszczu oraz 0,00% błonnika. Argumentują to tym, że tłuszcz spowalnia wchłanianie białka, a błonnik za bardzo przyspiesza przelot przez układ trawienny i białko nie może się dostatecznie wchłonąć. Co o tym sądzisz Stefanie?
Jak widzę, Twoje podejście jest inne, jak to argumentujesz?
Pozdrawiam serdecznie,
G.
Faktycznie w tym coś musi być,- przez ostatni tydzień libido jakby spadło- po szybkim namyśle doszedłem do wniosku, ze nie jadłem wówczas masła orzechowego – jedynego źródła tłuszczów nienasyconych.
Stefan,- czy da się pogodzić bieganie z robieniem masy? Jak to zrobić z głową?
pozdrawiam
Requ – a nie prościej po prostu dorzucić orzechów zamiast masła orzechowego? 🙂
Można połączyć bieganie z robieniem masy, ale wszystko zależy od tego z jakiego pułapu kondycyjnego startujesz, więc czy jesteś ogólnie do biegania przyzwyczajony czy dopiero zaczynasz. No i druga rzecz – zależy ile. Wiadomo, jak będziesz biegał 3 godziny dziennie to z masą będzie krucho, jak 2-3 razy tygodniowo przez 30 minut, to nie powinno kolidować ze sobą.
Mogę polecić jeszcze dwa linki
http://forum.tigy.pl/index.php?topic=111.0;wap2 – nt diet nisko-ww
oraz
http://www.musculardevelopment.pl/odzywianie/art,12,najlepsze-polaczenia-tluszczow-podnoszace-poziom-testosteronu.html Może jednak warto zacząć dodawać oliwy do swojego arsenału żywieniowego? 🙂
Niewielka ilość oliwy może być, ale trzeba z nią bardzo uważać, by się nie utleniła. Broń Boże nie smażyć nic na niej. Nie jest też dobra dla każdego.
Co do samych badań, to przydałoby się ich więcej porobić. W zasadzie to aż tak rewolucyjne nie jest, bo w kręgach nie wypaczonych oficjalnymi zaleceniami od dawna wiadomo, że do dobrego metabolizmu nasyconych kwasów potrzebna jest niewielka ilość nienasyconych. Pozdrawiam.
Aha, no i oczywiście zajmuje się tym jeszcze psychologia sportu. Tyle, że jest to nauka klasyczna więc nie docenia potęgi umysłu.
Nie wierz w nic. Wszystko testuj. Zobaczysz, że rzeczy które opisałem są łatwe do udowodnienia w domu a naukę przecież i tak bierzecie na wiarę bo bez łącznej wiedzy wielu ludzi i dostępu do laboratoriów nie macie szans na udowodnienie tych wszystkich tez zawartych w literaturze.
Czy uważasz, że ziemia jest okrągła? Skąd to wiesz? Sprawdziłeś czy bierzesz na wiarę? A co jeśli to zabobon? Rzeczami o których piszę zajmuje się fizyka kwantowa ale przedstawiony wycinek jest zbyt wąski i nakierowany na konkretną tematykę żeby to dojrzeć. Testuj, nic nie robi na psychikę lepiej niż udowodnienie sobie samodzielnie.
Nie wiedziałem, że można doprowadzić problem motywacji w sporcie do takiego bełkotu. Poczekamy, jak w końcu doświadczysz poważnej choroby albo jakichś prawdziwych nieszczęść w życiu. Widziałem już takich co bełkotali podobnie. Potem przyszło małe nieszczęście i się wieszali, więc proszę nie doradzaj mi co mam zrobić z moją chorobą, bo nic nie wiesz. Według Ciebie wszyscy chorzy są sobie sami winni. No comment.
Eh, nie ma to jak codzienna dawka pseudonauki i zabobonów…
Skoro jest odzew to chętnie wam wyjaśnię co przeoczyliście. Wkładam wersję tekstu maxi bo jest szansa, że zniknę w górach na dłużej i raczej nie będę miał jak pogadać w komentarzach.
Na początek przyjrzyjmy się skali emocjonalnej wg. Abraham Hicks. Skala jest poglądowa, proszę nie trzymać się jej sztywno.
1. Radość, Wolność, Miłość, Moc, Wdzięczość, Wiedza (ekstremalna forma wiary)
2. Pasja
3. Entuzjazm/Zapał/Szczęście
4. Pozytywne oczekiwanie/Wiara
5. Optymizm
6. Nadzieja
7. Zadowolenie
8. Znudzenie
9. Pesymizm
10. Frustracja/Irytacja/Niecierpliwość
11. “Przytłoczenie”
12. Zawód
13. Zwątpienie
14. Zaniepokojenie
15. Obwinianie
16. Zniechęcenie
17. Złość
18. Zemsta
19. Wściekłość
20. Zawiść
21. Zagrożenie/Wina/Bezwartościowość
22. Strach/Żal/Depresja/Desperacja/Bezsilność
Człowiek funkcjonuje optymalnie na górze skali. Większość ludzi na planecie rezyduje w połowie skali między znudzeniem a zadowoleniem z okazjonalnymi wychyłami w górę i w dół. Nazywamy to “czuję się normalnie” czyli funkcjonujemy na pół gwizdka. Na górze skali jest zdrowie (nasz stan normalny), na dole są choroby. Prawdziwą przyczyną chorób są negatywne myśli (czyli długotrwale utrzymujące się złe samopoczucie). Ktoś, kto nigdy nie miewa negatywnych myśli NIGDY nie będzie poważnie chory (proszę przeczytać trzy razy i przestać straszyć się chorobami).
Przykłady.
Bierzemy Kowalskiego, który do tej pory czuł się jak większość czyli normalnie. Otoczenie dostarczyło Kowalskiemu bodziec (np wydarzyła się tragedia) w reakcji na który ten zaoferował serię silnie negatywnych myśli, po czym zapikował w depresję. Proszę zwrócić uwagę, że bodźce z otoczenia nie mają bezpośredniego dostępu do nas. Reagujemy na własne myśli, nie na bodźce.
Jak reaguje jego organizm? Widzieliście człowieka przygnębionego? Niemal od razu widać transformację sylwetki. Przygarbienie, zapadnięta klatka, kark spuszczony, wzrok nisko, ruchy ślamazarne. Odpływ energii, sen kiepski, regeneracja powolna, osłabienie, problemy z trawieniem, chudnie, zmysły przytępione, siada koncentracja. Jeśli będzie długotrwale przebywał w depresji, pojawią się również poważne schorzenia.
Jaki jest jego poziom testosteronu? Myślę, że bardzo niski. Jakie będą postępy na siłowni? Myślę, że nie będzie żadnych. Jakie jest przyswajanie białka i suplementów? Nie wiem ale typuję, że z dwóch gramów przyswaja może 0.5g a reszta pójdzie w kanalizację.
Czy gdyby Kowalskiemu w depresji zwiększyć biało czy zwiększy osiągi na siłowni?
Dominujące samopoczucie to 22 – Depresja.
Zostawiamy gościa i jedziemy na urlop. Właśnie dostaliśmy wielką premię więc kasa nas nie ogranicza. Jedziemy na trzy tygodnie w Alpy z paczką z najlepszych znajomych. Sprawy codzienne zostały w mieście, myśli krążą wokół pierwszorzędnej zabawy w pięknych miejscach. Samopoczucie szybko zasuwa w górę skali.
Nie wiem jak wy ale ja już po kilku dniach w górach jestem dwa razy zdrowszy. Sylwetka się nieco prostuje w stosunku do normalnej “komputerowej”, dolegliwości zanikają, poziom energii jest ogromny, testosteron wylewa się uszami, sen super, regeneracja błyskawiczna, trawienie super, jem z apetytem rzeczy, których normalnie nie tknę, alkohol mi nie szkodzi, kaca brak, zmysły wyostrzone, koncentracja super. Macie tak samo?
Jakie jest przyswajanie białka i suplementów? Sądzę, że 100%. Jakie byłyby postępy na siłowni?
Dominujące samopoczucie to między 1 a 3 – Entuzjazm, Pasja, Radość.
Co jakiś czas świat obiega wiadomość, że ktoś wyleczył chorobę uznawaną za nieuleczalną (nie ma takich). Ludzie w fartuchach błądzą badając mu co się da żeby wynaleźć “szczepionkę” albo “lekarstwo” a nikt nie zapyta gościa o samopoczucie. Wiecie jaka jest różnica między tym, kto umarł na raka a tym, kto wyleczył ciężkie stadium? To różnica w sposobie myślenia. Ten pierwszy snuł silne myśli negatywne, żył swoją chorobą więc dostawał jej więcej. Drugi nie chciał słyszeć o chorobie i postanowił wykorzystać każdą sekundę jaka mu pozostała według diagnozy ludzi w fartuchach. Zapomniał o chorobie i zaczął i żyć z pasją bawiąc na całego stale odczuwając silne emocje pozytywne, w efekcie choroba ustępuje aż do kompletnego zaniku bo organizm MUSI się dopasować do obrazu utrzymywanego w umyśle. Historie ludzi, który wyleczyli ciężkie choroby są w sieci, poczytajcie je.
Eksperyment (a właściwie zabawa).
Jest on gównie dla tych, którzy nie mają jeszcze wielkich mięśni. Jeśli jesteście wypoczęci, zrelaksowani i w dobrym nastroju, usiądźcie gdzieś wygodnie i wyobraźcie sobie, że już teraz macie posturę mistera universum. Chodzi o to, żeby poczuć TERAZ że jesteście wielcy, silni i zdrowi. Wygenerujcie uczucie jakie towarzyszy kulturystom czyli pewność siebie, spokój, bezpieczeństwo, wrażenie wielkiej siły i ogromnych możliwości. Poczujcie się teraz jak dwa Arnoldy i pozostańcie w tym stanie jak najdłużej. Jeśli zrobicie to dobrze, oprócz poprawy samopoczucia, przypływu energii będzie też szybka i pewnie zaskakująca reakcja organizmu: wyprostowanie sylwetki! Myśleliście, że kulturyści mają proste sylwetki od ćwiczeń? Nic z tych rzeczy. Plecy proste, wypięta klatka, ściągnięte łopatki, głowa do góry, ruchy lekkie i sprężyste to jest reakcja na ich dominujące samopoczucie i możecie ją wygenerować w kwadrans. Mnie to czasem zajmuje 3 minuty i jeśli nie wyrzucę tego z umysłu tylko podsycam tą myśl, zostaje na cały dzień. Gdy próbuję się przygarbić do normalnej pozycji “komputerowej”, to muszę się wysilić, a jak przestanę skupiać się na garbieniu, to wraca sylwetka kulturystyczna choć chudy jestem jak kij od miotły.
Taka sylwetka staje się dominującą i trwa dopóki dominujące jest uczucie bycia wielkim, silnym i zdrowym. Mięśnie same wiedzą jak się napiąć by wyprostować ciało i nie potrzebują treningu i tylko polecenia od umysłu. Jeśli nie uda wam się za pierwszym razem, próbujcie do skutku. Wyobraźnia też podlega treningowi i wreszcie się uda a późniejsze przywołanie tego uczucia będzie o wiele łatwiejsze. Przejdźcie się w tym stanie po ulicy, wrażenie jest fantastyczne. Ja np. jestem wtedy “wyższy” o ok. 5 cm.
Widzicie teraz jak diametralnie zmienia się reakcja organizmu? Chcę wam tutaj uświadomić, że myśl jest główną przyczyną wszystkiego na tym świecie a organizm reaguje na samopoczucie o wiele silniej niż samopoczucie reaguje na wsad do organizmu. Przyczyną zmian w funkcjonowaniu organizmu są myśli a skutkiem reakcja biochemiczna. Kto pomyli przyczynę ze skutkiem ten będzie błądził zastanawiając się, czemu różni ludzie różnie reagują na dietę. Czemu znów ktoś ma zastój? Czemu nie rośnie tak szybko jak powinien? Zatem pomyślcie co są warte rekomendacje zmian w diecie bez uwzględnienia dominującego samopoczucia pacjenta? Kulturystyka stawia samopoczuciu szalenie wysokie wymagania bo jest to sport uprawiany 24/7, nawet podczas snu. Nie wystarczy utyrać się na siłowni. Trzeba się jeszcze zregenerować. A jak będzie rósł ktoś, kto na siłowni pała entuzjazmem i daje z siebie wszystko przez resztę dnia chodzi smutny, śpi kiepsko i w efekcie choć je dużo to przyswaja niewiele? Można mu dołożyć białka i będzie przez to zjadał całe góry żarcia a organizm i tak przyswoi tylko tyle, na ile został nastawiony przez umysł.
Zastój – skąd się bierze.
Kto prawidłowo przeprowadził eksperyment, ten ma już dowód, że gdy skupimy się na efekcie końcowym, organizm otrzymuje polecenie dopasowania się do obrazu, który utrzymujemy w umyśle. Inaczej mówiąc stajemy się tym co myślimy. Skoro wiemy już, że przy utrzymaniu dobrego samopoczucia i skupieniu się na efekcie końcowym czyli bycia wielkim, silnym, pewnym siebie, opanowanym i kulturalnym kulturystą organizm robi co może, żeby jak najszybciej osiągnąć cel z naszej wizji, popatrzmy jak to wygląda w życiu.
Pamiętacie pierwszy, przeważnie młodzieńczy entuzjazm kiedy zaczęliście ćwiczyć i coś tam już drgnęło? Pamiętacie jakie były wasze myśli? Były pozytywne. Będę wielki jak Arnold i silny jak tur (4. Pozytywne oczekiwanie z wiarą). Humor był doskonały a uśmiech dookoła głowy. Wieszaliście plakaty kulturystów z silnym przekonaniem, że będziecie mieć większe łapy niż oni. To jest właśnie to – skupienie uwagi na efekcie końcowym i oczekiwanie postępów. Ponieważ ich oczekiwaliście, pojawiały się, bo organizm robił wszystko co mógł, by jak najszybciej dotrzeć do miejsca, w którym byliście myślami. Zastój zaczyna się kiedy uwaga się odwróci od celu. Na przykład efekty zwolniły (np biochemia dała znać, że też ma jakąś rolę w procesie) a wy je dobiliście myślami negatywnymi: “Czyżby zastój? (9. Pesymizm). Nie chcę zastoju (9. Pesymizm). O w mordę, mam zastój, tyle pracy a na marne (12. Zawód)”. Widzicie gdzie jest teraz skupiona uwaga? Na zastoju a nie na wzrostach. Co teraz robi organizm? Wszystko co może, żeby dopasować się do obrazu, który utrzymujecie w umyśle. Gość zmówił zastój więc stoi. Umysł nie zna słowa “nie”. Myślisz zastój – dostajesz zastój. Nie ważne czy tego chcesz, czy nie chcesz.
No dobra, miało rosnąć a stoi. Zaczęło się przekopywanie for aż trafiliście na ten blog. Przeczytaliście kilka artykułów, zachwyciliście się poziomem i zaczęła się podróż w górę skali emocjonalnej. “Fajne porady, może wreszcie będą wzrosty? (6. Nadzieja), Pogrzebię przy białku i będzie rosło (5. Optymizm). Dołożę przysiad i ruszamy! (4. Pozytywne oczekiwanie z wiarą).” Widzicie jak zmienia się punkt skupienia uwagi? Z (negatywnego) zastoju na (pozytywny) wzrost. Cel wrócił na swoje miejsce, organizm musi zacząć współpracować. Nie ma innego wyjścia bo jest sterowany umysłem. Zmiany w diecie i ćwiczeniach mogą tu pomóc ale ich największą wartością jest wpływ jaki mają na nasze myśli i odczuwanie satysfakcji, że robimy co się da. Ludzie nie kontrolują tego na czym się skupiają a tymczasem nie można osiągnąć czegoś, czego się nie oczekuje.
Co jakiś czas świat obiega wiadomość, że ktoś wyleczył chorobę uznawaną za nieuleczalną (nie ma takich). Ludzie w fartuchach miotają się badając mu co się da żeby wynaleźć “szczepionkę” albo “lekarstwo” a nikt nie zapyta gościa o samopoczucie. Wiecie jaka jest różnica między tym, kto umarł na raka a tym, kto wyleczył ciężkie stadium bez “pomocy” lekarzy? To różnica w sposobie myślenia. Ten pierwszy snuł silne myśli negatywne, żył swoją chorobą więc dostawał jej więcej. Drugi nie chciał słyszeć o chorobie i postanowił wykorzystać każdą sekundę jaka mu pozostała według diagnozy ludzi w fartuchach. Zapomniał o chorobie i zaczął i żyć z pasją bawiąc na całego stale odczuwając silne emocje pozytywne (radość, miłość, wolność, entuzjazm), w efekcie choroba ustąpiła aż do kompletnego zaniku bo organizm MUSIAŁ się dopasować do utrzymywanego w umyśle obrazu człowieka szczęśliwego, który np. podróżuje, bawi się z górach i jest zdrów jak ryba. Historie ludzi, który wyleczyli poważne schorzenia są w sieci, poczytajcie je. Stale odczuwane pozytywne emocje – oto cały sekret zdrowia, którego napędzana szmalem medycyna nigdy wam nie zdradzi, bo to podważa sens jej istnienia.
Zastój – wychodzimy.
To był zarys mechanizmu w przypadku, gdy pacjent jest nieświadomy jest jego istnienia.
Gdzieś na blogu przeczytałem, że Stefan ma pod górkę zatem rozwalcujmy ją na płasko. Twoja podgórka jest tylko w twoim umyśle a organizm posłusznie musi ją stworzyć. Pewnie powiesz, że w przeszłości miałeś kontuzję, problemy ze zdrowiem czy cokolwiek innego ale spróbuj dotknąć bułkę, którą jadłeś wczoraj. Nie da się? Przeszłość nie istnieje. Istnieją tylko myśli, które snujesz TERAZ. Spróbuj dotknąć bułkę, którą zjesz za miesiąc. Nie da się? Przyszłość też nie istnieje. Ona będzie dopiero tworzona na bazie myśli, które snujesz TERAZ. Więc jeśli uważasz, że masz pod górkę, to sabotujesz swoje działania a umysł stworzy dla ciebie przeszkody jutro, pojutrze i będzie to robił dotąd, aż wyrzucisz to przekonanie na śmietnik. To przekonanie jest jak zaciągnięty ręczny hamulec więc wyrzuć je.
Najważniejszy jest PIERWSZY KROK. Wielu ludzi mówi, że próbowali wszystkiego i nie przyniosło efektu. Taa, próbowali wszystkiego oprócz pierwszego kroku. Polega on na zebraniu do kupy wszystkich ograniczających przekonań (przekonanie to taka myśl, która pojawia się w kółko na dany temat) i uświadomieniu sobie ich. Możesz oczywiście olać pierwszy krok i próbować jechać mimo to ale sam się zorientujesz, że coś ciężko idzie. Jakbyś miał pod górkę. Kartka i długopis mogą tu pomóc. Daj sobie czas. Dni albo tygodnie, tyle ile trzeba. Wypisz wszystkie przekonania, które są niezgodne z tym co być chciał i wyrzuć je z umysłu czyli zwolnij wreszcie ten ręczny. To działanie plus dbanie o dobre samopoczucie pozwoli organizmowi rozpocząć standardowy program samoleczenia.
Krok drugi – nakieruj umysł na cel żeby rozkazał to samo organizmowi. Polega to na znalezieniu sposobów na obudzenie tego młodzieńczego entuzjazmu i pasji do ćwiczeń co od razu spowoduje poprawę samopoczucia a zarazem więcej energii, więcej testosteronu, lepsze wchłanianie pokarmu i nastawienie całego ciała na wzrost. Oczekuj wzrostu. Nie można osiągnąć czegoś, czego się nie oczekuje. Pilnuj tego na czym się skupiasz. “Ale mam dużo tłuszczu, nie chcę tłuszczu!”. Myślisz tłuszcz, dostajesz tłuszcz. Nieważne czy go chcesz czy nie. Wyrzuć ze swojego słownika słowo tuł… tszu… ja już wyrzuciłem. Wyrzuć też słowo choroba i nie myśl, nie mów, nie pisz o nich nigdy więcej. Myśl, mów i pisz tylko o tym czego chcesz. Skoncentruj się na mięśniach wyraźnie prześwitujących przez skórę. Jeśli lustro ci to utrudnia, wynieś je gdzieś. Jeśli utrudnia ci to waga, nie waż się. Zawieś sobie plakat kulturysty, który wygląda tak jakbyś ty chciał, zaklej jego gębę własną a nazwisko zastąp własnym. Będzie kupa śmiechu ale właśnie o to chodzi żeby się przy tym bawić jak najlepiej. Wyobrażaj sobie, że to ty.
Służy do tego wizualizacja czyli to co opisałem w eksperymencie. Skoro ćwiczysz, to znaczy, że chcesz się czuć wielkim, silnym, zdrowym, pewnym siebie, opanowanym gościem, którego wszyscy podziwiają. Nie musisz czekać aż urośniesz. Czuj się tak już teraz a organizm zrobi wszystko, żeby dotrzeć tam jak najszybciej. Masz na pewno ubrania w których wyglądasz na większego więc noś je. To ułatwia czucie się super. W końcu po to ćwiczysz, żeby czuć się super, prawda?
Wizualizacja pozwala doświadczyć tego, czego nie możemy doświadczyć w rzeczywistości. Wiecie jak gwałtownie skacze samoocena, gdy ujrzycie w wyobraźni siebie z mięśniami Arnolda? Jest pewien przykład z badań nad wizualizacją. Poproszono biegaczy do laboratorium, podłączono ich do aparatury i polecono wykonać bieg ale tylko w wyobraźni. Chociaż siedzieli na krzesłach, ich mięśnie odpalały impulsy w takich samych sekwencjach jakby biegli w rzeczywistości. Umysł nie rozróżnia czy coś się dzieje naprawdę czy tylko w wyobraźni. Wizualizacja to fantastyczne narzędzie do nastawiania umysłu na cel i przez to również organizmu. Kiedy byliśmy dziećmi, wizualizowaliśmy doskonale.
Najprostszym przykładem wizualizacji jest “czucie klimatu” gdy np. oglądamy zdjęcia z wakacji i przypominamy sobie atmosferę jaka wtedy panowała. Jeśli w siedząc w swoim pokoju poczujesz nagle zapach grilla, smak piwa, ciepło ognia, dźwięk gitary, to właśnie przeprowadziłeś udaną wizualizację.
I jeszcze jedno na koniec. Nie przenoście żadnych ograniczających przekonań do wyobraźni bo ona nie zna ograniczeń. Jeśli uważasz, że człowiek rośnie kiedy ćwiczy a kiedy nie ćwiczy to nie rośnie, zastanów się czy nie chciałbyś rosnąć również kiedy nie ćwiczysz? Albo jeśli gdzieś wyczytałeś, że człowiek może rosnąć tylko 3 kg na miesiąc, czy nie chciałbyś rosnąć 10kg? W wyobraźni możliwe jest absolutnie wszystko więc nie wkładaj tam barier.
Żyjcie z pasją a sukces was znajdzie.
tekst godny polecenia, dzieki Requ!
swoja droga ciekawa teza, iz wystarczy 1gr omegi dziennie. troche mnie zafrasowala ta hipoteza. czy czlowiek wazacy 50kg powinien przyjmowac taka sama dawke jak osobnik 100kilowy ? troche niedoprecyzowane, ale rozumiem, ze nie tego dotyczył ten krotki “biuletyn”. ciekaw jestem co sadzi dr Cichosz na temat wplywu omegi na utrate tkanki tluszczowej.
Grażyna Cichosz jest spoko, ale nie da się ukryć, że lobbuje pro-mlecznie 😀
Właśnie to największy problem dla nas, że każdy lobbuje na rzecz czegoś 🙂
Ciekawe uniwersyteckie opracowanie przez
Grażynę Cichosz oraz Hannę Czeczot nt. roli tłuszczów.
http://pml.strefa.pl/ePUBLI/185/13.pdf
a co z Islandią? Ci to dopiero mają -chyba prawdziwą!- demokrację! Nasze media o tym nie piszą, ale wygląda na to, że Islandia idzie w bardzo ciekawym kierunku. Co jedzą? Nie wiem. 😀
Co do wypowiedzi Gościa imho: dieta low carb + trening + swiadomość, że myślami stwarza sie świat (a więc i siebie!) = układ hormonalny is happy = Ty jestes happy = siła, energia, chęć itd 😀
A co do siesty to wg mnie raczej temperatury o tym decydują niż dieta 😀
Zgadzam sie z Sir Valeqiem. Poliquin pisał o tym, iz jego podopieczni donosza o wiekszych pokladach energii. Gironda pisal, ze tłuszcze daja mu energie na 6h. Samopoczucie to maly dodatek do tego wszystkiego.
Przykład z innej beczki. Jak myslicie skad bankructwa w krajach poludniowych ? Ja widze czysta korelacje z dieta. Jakbyscie jedli caly czas makarony i pizze to chcialo by sie Wam pracowac ? Ciagle tylko siesty, przerwy itd. Spojrzcie teraz na kraje polnocy ? Jak odzywiaja sie w Skandynawi ? Dlaczego sa tak bogaci ?
Sadze, ze Grecy maja swietne samopoczucie, a mimo tego sa biedni, są bankrutami i maja przerwe. I na dodatek są w Unii.
Za dużo w powyższych rozmyślaniach abstrakcji. Przecież wszystko rozbija się o hormony (w tym hormon szczęścia i stresu, adrenalina, czy oczywiście teściu i w końcu cała gama innych, mniej znanych). Nie ma w tym żadnej magii, że odpowiednia ich kombinacja daje dobre wyniki na siłowni. A jednym ze sposobów wpływania na poziom tych hormonów jest dieta wraz z suplementacją i styl życia – nie da się tego podważyć, bo to czysta biochemia.
Nie można mylić diety z motywacją. Jedno nie zastąpi drugiego. Idąc dalej, bez jedzenia na długo tej motywacji też nie starczy. Jak człowiek jest głodny to raczej w dobrym nastroju nie będzie. Fakt faktem, na dietę wysokowęglowodanowych ludzie są cały czas napchani, a i tak zwykle zagłodzeni.
Drugi błąd w tym rozumowaniu polega na myleniu motywacji z nastrojem i ulotnymi uczuciami. To nie to samo. Poleganie na takich wahaniach nastrojów wręcz przeszkadza. Motywacja to nie tzw. wieli power. Tym żyje sezonowiec. Czasem bywa, że człowiek jest emocjonalnie zgaszony, ale przy odpowiedniej motywacji może i tak iść na trening i być rekordy. Zwykle nawet te wyże emocjonalne bardziej przeszkadzają.
Obok Poliquina i Girondy warto wspomnieć jeszcze o eksperymentach Kraemera, które też dały podobny efekt. Pozdrawiam.
Masz bardzo duży racji w tym co mówisz, jednak gdy z dnia na dzień Twoje zdrowie się poprawia, libido zwyżkuje, umysł pracuje znacznie jaśniej- to musi się odbić na dobrym samopoczuciu 🙂
Cześć, zajrzałem przypadkiem i choć z zasady nie pytany nie odpowiadam, to dzisiaj postanowiłem zmiażdżyć mit jakoby dieta miała wpływ na ilość energii, o której Requ piszesz, że masz jej kupę po zmianach w odżywianiu. Owszem mogło ci coś szkodzić ale wyrzuć do śmieci jak najszybciej pomysł, że dieta taka czy siaka da ci więcej energii. Jedynym (słownie: jedynym) regulatorem ilości odczuwanej energii tzw. życiowej jest nasze samopoczucie, które z kolei jest reakcją na myśli jakie na co dzień snujemy. Możesz sobie to z łatwością udowodnić zaraz. Wyobraź sobie, albo lepiej wyobraź sobie, że sobie wyobrażasz, bo to byłoby nieprzyjemne, że właśnie np. zmarł ktoś bardzo ci bliski. Jeśli w reakcji na wiadomość zaoferujesz serię myśli negatywnych i zwizualizujesz sobie beznadzieję swojej sytuacji, zapikujesz w depresję i nawet jeśli będziesz trzymał się ściśle obecnej diety, energia i tak wyparuje i w ciągu paru dni będziesz flakiem niezdolnym do trenowania. Przemyślcie sytuację na spokojnie. W ten sposób reagujemy, prawda? A teraz ćwiczenie odwrotne. Diety ciągle się trzymasz. Właśnie uświadomiłeś sobie, że trafiłeś szóstkę w Lotto, w związku z czym zaoferowałeś serię niesamowicie radosnych myśli i zwizualizowałeś sobie swoje życie jako milioner. Jak się teraz czujesz? Bo na mój gust energia skoczy do takiego poziomu, że na treningu pobijesz wszelkie życiowe rekordy a na koniec jeszcze zawiążesz supeł na gryfie. Przemyślcie sytuację, zgadza się? Czyli kto chce sukcesu ten musi (musi musi, nie ma to tamto) kontrolować swoje samopoczucie i nie pozwalać sobie na huśtawki emocjonalne, bo stąd się biorą zastoje, problemy zdrowotne itd. Jeśli coś nie idzie, np. macie zastój w postępach, zawsze skaczcie do nadziei. Robicie to przecież chyba wszyscy automatycznie w reakcji na odnalezienie bloga Stefana z ekstra artykułami (dzięki!). I to właśnie te pozytywne myśli likwidują zastoje i uruchamiają progres a zmiany w diecie to tylko kosmetyka. Powyżej nadziei na skali emocjonalnej jest optymizm, powyżej jest pozytywne oczekiwanie sukcesu (z wiarą!), wyżej jest entuzjazm, jeszcze wyżej pasja a najwyżej radość (szóstka w Lotto), miłość, wolność (też szóstka w Lotto), wdzięczność… Sukces w każdej dziedzinie życia z kulturystyką i zdrowiem włącznie zaczyna się od jego oczekiwania z wiarą. Zastoje zaczynają się kiedy wiara wyparuje i pojawia się zwątpienie. Jest mniej więcej tak: za 90% sukcesu odpowiada super samopoczucie a 10% inne rzeczy. Spróbujcie tego w domu i udowodnicie sobie sami jak to jest z odczuwaną ilością energii. Stefan, przetestujesz to?
jestescie w stanie podeslac rowniez na:
srodzik@gmail.com
?
Dzieki z gory serdeczne!
Poszło.
Valeq a dalbys rade na skapablito@gmail.com hmmm? 😀
dzięęęęęęękujęęęęę!
Ściągnąłem sobie niedawno książkę Lutza “Życie bez pieczywa”. Chętnie zobaczę, co tam ciekawego pisze.
I rzeczywiście, kiedy szuka się w necie materiałów o low-carb lub paleo, praktycznie nie znajduje się nic odnośnie budowania masy mięśniowej. Wszystko dotyczy zazwyczaj odchudzania.
U Lutza jest wszystko bardzo prosto i przejrzyście opisane. Nie trzeba być biochemikiem, żeby zrozumieć 🙂 Książkę naprawdę polecam.
oczywiście dogmatów serwowanych przez internet, fora, czasopisma.
Requ – co do proporcji to nie ma zgody nawet pośród różnych propagatorów low carb, czy diet białkowo-tłuszczowych, bo to nie zawsze i nie do końca to samo.
U nas w kraju większość ludzi kojarzy takie diety z Kwaśniewskim, który niestety nie jest ani oryginalny, ani nie opiera się na jakichś dokładnych badaniach. Obecnie jego zwolennicy to już niemal sekta religijna, a on sam dopuścił się wielu plagiatów. Jak się pewnie orientujesz u niego dominuje tłuszcz, za to węgle i białko są w ilościach bardzo niskich. To powoduje, że wprawdzie np. taka cukrzyca typu II się cofa, ale ludzi obciążeni większym wysiłkiem doświadczają często hipoglikemii.
Ogólnie kłopot jest taki, że mało kto łączy badania nad tego typu dietami z budowaniem masy mięśniowej.
Dla mnie najsensowniejsza i najbardziej zrównoważona jest koncepcja Lutza, czyli ok. 72 gramy węglowodanów plus 1 do 1 białka i tłuszczu. Dla zwykłego człowieka wystarczy ok. 1 grama białka i tyleż samo tłuszczu na kilogram masy ciała. Dla trenujących odpowiednio więcej 2-3.
W praktyce lepiej chyba, jeśli tłuszczu jest trochę więcej niż białka, ale nie dużo więcej. Nie tak skrajnie jak u Kwaśniewskiego. O ile sterydowcy wyrzucają żółtka jajek, to on każe wyrzucać białka. Dla mnie oba pomysły są poronione.
Tę przygodę z jedzeniem coraz większych ilości ryżu też ma za sobą. Wiele lat temu. Dochodziłem już do makabrycznych ilości, a jedyne co rosło to brzuch 🙂 I tak dobrze, że się nie wpędziłem w żadną cukrzycę. Pozdrawiam.
Requ, “Złamałem wszystkie dogmaty nt. kulturystyki,- posiłek przed/potreningowy zawsze tłuszczowo-białkowy, max 4-5. posiłków dziennie”
Przepraszam, ale jakiej kulturystki?
Zbiggy
Ta zasada to “zachowanie naturalnych krzywizn kręgosłupa”.
Pozdrawiam Panowie 🙂
a ja mam takie pytanko – jak najlepiej trzymać głowę/szyję w czasie ćwiczeń?
kiedyś na siłce robiłem ciągi / wiosłowania i koleś obok podpowiadał mi żeby trzymać prosto (tak niemal odchyloną do góry czyli schylone plecy a wzrok na wprost). no dobra pomyślałem nie muszę patrzyć na sztangę 🙂
ale np. przy dipsach mam tendencję żeby zginać do środka – czy to błąd?
albo w przysiadach – to już różnie bywa 🙂
Stefan czy jest jakaś reguła która wprowadza tu porządek?
Zbiggy – głowa powinna być prosto w większości ćwiczeń. Nawet minimalnie wzrok w górę, ale bez przesady. W dipsach w wersji podstawowej też, w tej Girondy broda jest oparta na klatce, ale to jest już ćwiczenie mocno ukierunkowane. Jeśli sam z siebie masz taką tendencję to albo tricepsy są za słabe w stosunku do klatki, albo słaby jest mięsień nadgrzebieniowy.
Witaj Stefan, już kiedyś pisałem u Ciebie co nieco nt węgli, teraz dopowiem co nieco ze swoich doświadczeń.
Tematyką żywieniową interesuję się od ponad dwóch lat w momencie zacząłem aktywnie uprawiać ‘kulturystykę’. Przeczytałem artykuły nt diety, treningu i ruszyłem w bój! Przez pierwsze 4 miesiące- progress był bardzo szybki,- jak to u nowicjusza. Przybrałem 10kg, brzuch nie urósł, byłem zadowolony. Po tym czasie progress stanął. Na aktualny stan wiedzy robiłem wtedy wszystko poprawnie,- trzymałem zalecanej diety 1,5t/2b/4ww, wykonywałem głownie ćwiczenia wielstawowe (przysiady, ciągi, podciągania, pushe),- mimo to waga i lustro stały w miejscu. Uzupełniłem swoją wiedzę,- Eureka! Jem za mało węglowodanów! Taki chudzielec jak ja, zwany powszechnie ekto musi wpierniczać więcej ryżu … i tak zwiększałem podaż ww, że gdy ryż i makarony już nie wchodził- popijałem to gainerem dochodząc do absurdalnych 8ww+/kgmc i 4kkcal. Efektów nie było żadnych. Na szczęście nie zyskałem oponki na brzuchu Kręciłem się w kółko przez prawie rok. Potem złapałem kontuzję w czasie pracy (przenosiłem bardzo ciężka piłę do cięcia kamienia i rypło mi coś w lędźwiach), która wykluczyła mnie z siłowni na ponad rok.
Przez ten czas uzupełniałem swój stan wiedzy, zastanawiając się co robię nie tak. Wnioski wyciągnąłem bardzo szybko i przestawiłem swój model żywieniowy o 180st. Węgle obciąłem do 0,8-1g, białko 1,5~/kg, tłuszcze 3g++. Zdrowie poprawiało się z dnia na dzień,- m.in.: poprawa krążenia (zimne stopy i dłonie), przekrwione oczy zaczęły wyglądać normalnie, nie pieką mnie, znacznie poprawił się stan cery, lepszy sen, poprawiła się pamięć oraz jasność umysłu.
Aktualnie od miesiąca znów ćwiczę. Dietę trzymam: 1w/4t/2,5b. W ciągu tego czasu waga wreszcie ruszyła i wskazuje 3kg więcej, z brzucha spadł ze centymetr , siłowo wróciłem do starych ciężarów (pamięć mięśniowa ofc), ale na dodatek znacząco je poprawiłem! Mam kupę energii, a testosteron wystrzelił pod sufit! No k.. nigdy się tak dobrze nie czułem :D:D:D
Złamałem wszystkie dogmaty nt. kulturystyki,- posiłek przed/potreningowy zawsze tłuszczowo-białkowy, max 4-5. posiłków dziennie ( oby dzienny bilans kcal był na +), na dodatek pozwalałem sobie na 2 piwka ze znajomymi 2x w tygodniu.
Tu nasuwa siepytanie jakie proporcje b/t/w należy zachować by progres był jak najbardziej optymalny i jak nimi manipulować?
pozdrawiam
Nie nie, nie jak jestem głodny. Jak jestem głodny, to jem białko+tłuszcz. Ochota na owoc a głód to co innego. 🙂
Reda, tak dla pełnej jasności zajrzyj do dziennika Marka. Chodzi mi o to co tam pisałem odnośnie spekulacji Ponomarenki – Eskimosów i węglowodanów.
Valeq, nie wiem czy mam racje, ale wg mnie spozywanie owocu kiedy czujesz sie bardzo glodny (masz bardzo niski cukier i niski poziom leptyny o ile dobrze pamietam) jest akurat pomyslem niegodnym polecenia poniewaz cukier w np jablku spowoduje, dużą huśtawkę cukru we krwii i wywola większy szok dla trzystki niz spozycie jablka w okolicach glodu w stopniu 2,3 (w skali 1-5 gdzie 5 to chec zjedzenia czlowieka). Ja wiem, ze jedzac jablko podniose poziom cukru szybko i co za tym idzie szybko ten poziom spadnie, dlatego jedzac jablko pomiedzy posilkami wiem juz za za max godzine nalezaloby zjesc cos konkretnego. Jestem przeciwko jedzeniu dodatkowych wegli do jakichkolwiek posilkow (poza warzywami i orzechami). Wg mnie to nie ma sensu. Na diecie tłuszcze nasycone + białko każdy (?) ma więcej energii i mniejsze skoki insuliny. Po co więc dodawać jakieś węglowodany?
A słuchanie organizmu w sprawie chęci na węglowodany to pułapka, z któej korzystaja koncerny spozywcze i wielka farma – jesz/pijesz cukier i chcesz wiecej i wiecej i wiecej i to Twoj organizm mowi Ci, ze masz ochotę na cukier, a to wcale nie jest dobre. Sluchanie organizmu oczywiscie tak, ale wątpiąc i myśląc. 😀
Od siebie powiem, że dostarczając węglowodany praktycznie tylko z owoców (i warzyw, ale wiadomo, że to tyle co nic i inaczej się wchłania), robię to słuchając swojego organizmu. Raz mam ochotę na owoc rano do śniadania, raz po treningu, raz po południu. Uważam, że w ten sposób organizm daje znak, że poziom cukru jest na tyle niski i trzustka na tyle gotowa, że chętnie wchłonie sobie ów owoc.