Niewiele uwagi poświęca się temu zagadnieniu, a przecież jest dość istotne. Od czasu do czasu pojawiają się nieśmiałe pytania na jakimś forum o wzajemny wpływ tych dwóch czynników – seksu i siłowni – na siebie. To daje asumpt od snucia rozważań, czasem do dość głupich odpowiedzi, a niekiedy do rozwijania dziwacznych teorii.
Spis treści
Wątpliwość, którą należy wyjaśnić
Nie ma z czego drwić. Sprawa jest poważna i każdy kto trenuje na siłowni powinien sobie ten temat uporządkować. Nim przejdę do rzeczy od razu dodam, że nie będę zajmował się szczegółowymi i czasami konfundującymi rozróżnieniami. Nieważne, czy chodzi o seks z partnerką/partnerem, czy pytanie zadaje mężczyzna czy kobieta odnośnie korelacji seksu z aktywnością na siłowni. Nieważne też, czy chodzi o masturbację. Seks to seks i na tym poprzestańmy. Pisząc poniżej na ten temat będę odnosił wszystko do tak szeroko rozumianego seksu.
Co dzieje się w trakcie i po stosunku seksualnym?
Dość często w prasie sportowej, nie tylko w pismach dla kulturystów, można znaleźć wzmianki o tym, że dany trener zabrania swoim podopiecznym uprawiania seksu przed zawodami. Te wzmianki posłużyły niektórym do wysnucia daleko idących wniosków, że współżycie obniża wydolność treningową. Przekładając to na realia kulturystyczne można mniemać, że utrudnia zdobywanie masy mięśniowej. Czyli jeśli chcesz szybko zwiększyć wielkość swoich mięśni, powinieneś na czas treningów masowych zawiesić całkowicie aktywność seksualną.
Zastanówmy się na tym. Kulturysta, nawet amator, chcąc poprawić swoje wyniki musi i tak wyrzec się wielu rzeczy. Przede wszystkim musi znaleźć czas na regularne treningi. Poddaje się reżimowi dietetycznemu. Wydaje pieniądze na odżywki. Unika alkoholu i nie pali papierosów. Teraz jeszcze powinien zaprzestać aktywności seksualnej? To już życie klasztorne w całej okazałości!
Tak wygląda najpopularniejsza teoria na temat powiązania seksu z treningami na siłowni. Czy jest prawdziwa? Musimy zastanowić się na czym dokładnie jest oparta. Każdy pewnie zauważył, że po stosunku seksualnym spada na jakiś czas nasza wydolność. Do tego nie trzeba nawet badań naukowych. Trzeba tu również do lamusa odłożyć teorię, jakoby seks osłabiał mężczyznę, a dodawał sił kobiecie. Prawda, że panie mogą mieć zwykle więcej orgazmów niż panowie, ale potem również są wyczerpane. Ta teoria sięga korzeniami epoki, w których orgazm był zjawiskiem nieznanym większości kobiet. Pamiętacie jeszcze poczciwą królową Wiktorię?
Na czas stosunku wydziela się wiele endorfin co czasowo podnosi nasze możliwości fizyczne, ale taki skok później musi spowodować pewien deficyt energetyczny. Organizm potrzebuje czasu, by wrócić do równowagi. Ta prosta obserwacja pozwala nam od razu stwierdzić jedno. Nikt rozsądny nie będzie uprawiał seksu tuż przed treningiem.
Wiadomo też, to już z badań naukowych, że tuż po zakończeniu współżycia poziom testosteronu u mężczyzny nagle spada. To powoduje znane zjawisko, iż atrakcyjna przed chwilą partnerka nagle przestaje działać na nasze zmysły. Trwa to dłużej lub krócej, ale jest zauważalne. Na razie pomińmy kwestię, dlaczego u jednych trwa dłużej a u innych krócej.
Wpływ ruchu na jakość seksu
Oczywiście poziom testosteronu u mężczyzny podlega znacznym wahaniom dobowym. Najwyższe stężenie tego hormonu w osoczu krwi ma miejsce rano. Stąd zjawisko porannych erekcji. Również ciążki trening siłowy powoduje zwiększenie się wydzielania testosteronu, a do pewnego stopnia działają tak nawet ćwiczenia aerobowe. To stanowi podstawę zaleceń prof. Starowicza według których minimum dbania o potencję zakłada dziennie przynajmniej kilkanaście minut szybkiego spaceru. Trudno się z tym nie zgodzić. Jeśli niewiele się ruszasz w ciągu dnia, nic nie ćwiczysz, to takie spacer jest żelaznym obowiązkiem. W przeciwnym wypadku Twoja partnerka nie będzie miała z Ciebie wielkiego pożytku w sypialni.
U pań sprawa wygląda nieco inaczej, ale ruch również ma duży wpływ na libido. Intensywne treningi na siłowni poprawiają krążenie, co u większości kobiet przekłada się na znaczne zwiększenie pragnień seksualnych.
Zarys schematu zależności między siłownią a seksem
Tak oto rysuje nam się już schemat prostej zależności. Po seksie nie bardzo nadajemy się na siłownię, a po siłowni (czy innym rodzaju wysiłku) mamy większe pragnienia seksualne. Niekiedy dochodzi tu element zmęczenia po treningu, ale warto pamiętać, że rozsądny trening amatora nie powinien trwać dłużej jak godzinę. Jeśli do tego dodamy dobrze skomponowany posiłek okołotreningowy i całą dietę, to nie powinno być dużych problemów.
Teraz tylko musimy nasze ustalenia nieco uściślić. Trudno jednoznacznie wyznaczyć czas regeneracji po stosunku seksualnym. Nawet jeśli możesz kochać się znowu po kilku minutach to i tak pozostaje pewien deficyt energetyczny i związane z nim rozprężenie psychiczne, które będzie się utrzymywało przez dłuższy czas. Ostatecznie seks ma nas relaksować. Natomiast na siłowni wymagana jest maksymalna mobilizacja fizyczna i psychiczna. Potrzebna jest koncentracja na najwyższym poziomie.
Ustalenia pory dnia
Wielu trenerów próbuje wyznaczyć optymalne godziny na trening. Nie chcę teraz rozwodzić się nad tym problemem. Niebawem poświęcę mu osobny artykuł. Jednak wszystkich tych ustaleń łatwo przestrzegać zawodowcom, są zresztą głównie dla nich formułowane, a w życiu amatora nie tylko ogólny i indywidualny rytm dobowy wpływa na wybór pory treningów, ale też życiowe obowiązki, a czasami rzecz tak banalna, jak godziny otwarcia siłowni.
Najprościej byłoby, za pewnym polskim trenerem sformułować zasadę, że przed siłownią obowiązuje abstynencja sekularna, a po ile kto zapragnie. Ma rację. Jednak mogą się zrodzić wątpliwości. Większość ćwiczy późnym popołudniem. Czy więc seks rano zmniejszy ich wydolność na treningu? Nie ma na to dobrej odpowiedzi. Mało kto ma czas na seks rano, a więc proponuje mimo wszystko trzymać się tej złotej zasady, że najpierw siłownia potem seks. Wierzcie mi, że być może tego nie odczujecie, ale jednak poranny seks może nieco zaniżyć wasze wyniki po południu.
Mniej seksu – więcej masy mięśniowej?
Teraz spróbujmy na chwilę wszystko odwrócić. Czy gdyby jednak zaniechać na jakiś czas życia seksualnego, to mielibyśmy szanse na zdobycie większej masy mięśniowej? Przecież na czymś muszą opierać swoje zalecenia trenerzy zabraniający zawodnikom seksu przed zawodami.
Zawody sportowe wymagają szczególnego skupienia uwagi i sił. Jeśli więc to zalecenie dotyczy kilku dni, to ma sens. Jednak trener nakazujący dłuższą abstynencję seksualną zawodnikowi bazuje na jakichś przestarzałych zabobonach. Na dłuższą metę brak satysfakcji seksualnej spowoduje spadek motywacji i chęci do życia. To musi też przełożyć się na gorsze wyniki w sporcie. Fakt, że u mężczyzn po stosunku spada poziom testosteronu, ale też częsty seks prowadzi do tego, że w skali dobowej organizm tego testosteronu wydziela więcej.
Tu dochodzimy do sedna problemu. Czynnikiem budującym masę mięśniową są w ostateczności hormony anaboliczne, a więc także testosteron. Jeśli przez długi czas nie uprawiamy seksu, to będziemy mieli niższy poziom testosteronu. Zaczynacie rozumieć? Niższy poziom testosteronu oznacza mniej masy mięśniowej. Natomiast regularny seks to więcej testosteronu i więcej masy mięśniowej.
Rzecz jasna potrzebna nam jest dobra dieta, która uzupełni wszystkie braki energetyczne. Dużo białka na początek, potem odpowiednio dobrane kwasy tłuszczowe. Zabraknie w diecie tłuszczu i nie ma cudów – spada poziom testosteronu, zanika libido. No i wreszcie naturalne bomby hormonalne, czyli zielone warzywa. Uchronią nas przed niebezpieczeństwami spożycia większych ilości białka i dzięki minerałom podbiją poziom testosteronu i innych hormonów. Gdyby kulturyści wiedzieli ile korzyści dają zielone warzywa zamawialiby ich równie dużo, jak odżywek białkowych.
Tak oto powracamy do kwestii wcześniej sygnalizowanej. Dlaczego jedni mogą kochać się kolejny raz już po chwili, a inni nie? Częściowo odpowiedzialne są za to wrodzone predyspozycje, ale nie zwalajmy na nie wszystkiego. Im lepsza dieta i im cięższy trening, tym z czasem będziesz mógł się też czyściej kochać. Tu wypada mi wtrącić, że dość ciekawym suplementem poprawiającym i jedno i drugie, a więc wzrost masy mięśniowej i potencję jest Long Jack. Nie ma w nim nic cudownego. Bazuje on właśnie na maksymalnym wykorzystaniu zależności pomiędzy treningiem siłowym a seksem.
Po co ćwiczymy na siłowni?
Dlaczego właściwie ćwiczymy? Różnie można odpowiedzieć na to pytanie. Nie lubię moralizowania i czasem bywam szczery do bólu. Przyczyną podstawową zawsze jest chęć podobania się płci przeciwnej. Niech nikt mnie nie zwodzi, że jest inaczej. Ważne jest zdrowie, siła itd., ale powodzenie najważniejsze. Panowie chcą nieć wielkie bary, by kobiety się za nimi oglądały, a panie wysmukłe uda i zgrabną figurę. Niby po co?
Pójdę na całość… Ćwiczymy dla seksu! Taka jest brutalna prawda. Już dawno psychologowie odkryli, że seks jest główną siła napędową naszej kultury i cywilizacji. Najczęściej także indywidualnych decyzji. Dobrze dobrany trening ma poprawić nasze możliwości seksualne, a nie je obniżyć. Jeśli jest odwrotnie to znaczy, że albo źle ćwiczysz albo źle się odżywiasz.
Po co komu trening, który uniemożliwia cieszenie się seksem? Moraliści powtarzają, że powinno się ćwiczyć dla zdrowia. A tak! Czyż jednak jakość seksu nie jest wyznacznikiem poziomu naszego zdrowia? Macie oto dwóch mężczyzn. Jeden jest w stanie kochać się raz na tydzień, a drugi może to robić kilka razy na dzień. Nie macie żadnych innych danych na ich temat. Tylko to. Który według Was jest zdrowszy? Dobrze myślicie. Ten wskaźnik nigdy nie zawodzi.
Możemy postawić znak równości pomiędzy twierdzeniem, że ćwiczy się dla seksu lub ćwiczy się dla zdrowia. Natomiast stosowanie syntetycznych hormonów w celu budowania masy mięśniowej, co w ostateczności prowadzi między innymi do upośledzenie funkcji seksualnych jest sprzeczne z celami stawianymi kulturystyce. Celem kulturystyki jest lepszy i częstszy seks! Ha! Przyznajcie, że takiego wniosku na zakończenie się nie spodziewaliście.